Miałem taki sen:
"Jest rok 2014. Za naszą (czyt. polską albo unijną) wschodnią granicą toczy się hybrydowa wojna rosyjsko-ukraińska. Rząd polski (czyt. rząd wybrany przez tymczasową większość w Sejmie będącą emanacją mniejszości Polaków), na czele z p. Tuskiem [uwaga na anglicyzm i możliwą błędną wymowę - przyp. aut.] zmienia swoją politykę względem Rosji: z polityki miłości i ciepłej wody w kranie na kubeł zimnej wody.
Tymczasem większość polskich (czyt. działających w formie spółek prawa polskiego) mediów kwestionuje nową politykę rządu polskiego. Autorytety medialne zarzucają p. Tuskowi serwilizm względem Berlina i Brukseli, a w prasie i w internecie wyśmiewa się nienaturalny udział Polski w Grupie Weimarskiej oraz brak wsparcia ze strony Francji i Niemiec dla Polski w czasie kluczowych głosowań w Radzie Europejskiej. Tygodniki rywalizują na karykatury p. Tuska: Tusk z zamazanymi ustami na kolanach przed Obamą, babcia klozetowa o facjacie Tuska wylewa kubeł pomyj z brukselskiej toalety na przechodzącego Putina i tak dalej.
Opinia publiczna w Polsce zostaje wstrząśnięta ujawnieniem przez telewizję publiczną listu p. Denikina, przedstawiciela RUS będącego jednym z największych właścicieli mediów polskich, do niezależnych od niego dziennikarzy mediów należących do tego wydawcy. Okazuje się, że w polskich mediach wyraźnie dominuje kapitał rosyjski. Funkcjonariusze ABW wchodzą do redakcji jednego z tygodników. Rząd wnosi do Sejmu projekt ustawy o dekoncentracji mediów, który przewiduje zakaz udziału kapitału pochodzącego spoza Unii Europejskiej i NATO w polskich mediach. Rosyjski minister spraw zagranicznych, p. Ławrow, wyraził niepokój o wolność mediów polskich i zapowiada wniosek w tej sprawie do Komisji Praw Człowieka ONZ".
Obudziłem się, zajrzałem do internetu i bardzo się zdziwiłem...